To jedno z najprężniej działających KGW w naszej gminie. Działalność rozpoczęli raptem 8 lat temu, a ich osiągnięcia można długo wyliczać. Kronika, którą prowadzą bardzo skrupulatnie przyprawia o zachwyt. KGW w Gościęcicach może pochwalić się nie tylko nagrodami w konkursach, ale także udziałem w muzycznym teledysku, uszyciem własnych strojów czy tworzonej książce kucharskiej. O działalności koła rozmawialiśmy z przewodniczącą Anną Jankowską.
Koło Gospodyń Wiejskich w Gościęcicach działa już ponad 8 lat. Jakie były okoliczności powstania?
– Na pomysł utworzenia koła wpadłam w lutym 2012 roku. Zaprosiłam kilka kobiet z wioski na kawę i postanowiłyśmy ruszyć z załatwianiem formalności. Kolejnym krokiem był kontakt z prezesem Wojewódzkiego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych we Wrocławiu Eugeniuszem Chrzanem, który wszystko objaśnił i dostarczył dokumenty, legitymacje. 8 marca odbyło się kolejne zebranie, na którym uchwaliłyśmy statut, wybrałyśmy zarząd, ustaliłyśmy składki, wypełniłyśmy deklaracje i zaplanowałyśmy pierwsze działania. To data powstania naszego KGW. Zbiegło się to z wyborem nowego sołtysa Władysława Białkowskiego. Z poprzednikiem, mimo, że to oddany wsi człowiek nie widziałam możliwości współpracy w tym temacie, gdyż nasze pojęcie podtrzymywania tradycji widzieliśmy inaczej.
Ile obecnie członków liczy koło?
– Na początku było nasz szesnaście. W międzyczasie kobiety odchodziły i przychodziły nowe. Obecnie jest nas dziesięć. Dwie panie chcą do nas dołączyć, ale planują latem.
Ponieważ nie mamy świetlicy, a remiza, z której czasem korzystamy jest ciasna, zimna i nie ma toalety, najczęściej spotykamy się u mnie w domu. Bardzo lubię gości i nie przeszkadzają mi. Wszystko co potrzebujemy mamy też pod ręką. Od samego początku mamy zasadę, że takiej organizacji jak nasza powinny przyświecać przede wszystkim cele zapisane w statucie. Czyli integracja kobiet na wsi, kultywowanie tradycji i kultury wsi polskiej, uczenie się przedsiębiorczości, praca na rzecz środowiska lokalnego.
Ale początki chyba nie należały do prostych…
– Tak. Na początku ważne było dla nas zarabianie pieniędzy, bo nie miałyśmy nic. Jeździłyśmy na jarmarki ze stroikami, ciastami i innymi smakołykami. Ciasta piekłyśmy w domach, podobnie ze stroikami, ale zdarzało się, że robiłyśmy je wspólnie w remizie. Każde takie spotkanie było fantastyczne. Wymieniałyśmy się sposobami na problemy w życiu codziennym, przepisami, wspominałyśmy dawne czasy, robiłyśmy kronikę. Odrywałyśmy w sobie talenty, uczyłyśmy się nowego rękodzieła. Za zarobione pieniądze kupiłyśmy sporo sprzętu i rzeczy potrzebnych do wyjazdów na jarmarki czy pokazy. Mamy m.in. namioty, stoły, podgrzewacze, obrusy, tace, gofrownicę, kuchenkę turystyczną gazową, warnik itd. Zrobiłyśmy banery, wydrukowałyśmy pocztówki. Część sprzętu mamy z nagród: naczynia, patelnie elektryczne, robot, garnki. Teraz już nie mamy parcia na zarobkowanie, tym bardziej, że mamy na jarmarkach konkurencję z ciastami ze strony szkół. Wolimy iść w innym kierunku, pracować nad zatrzymaniem tradycji.
No właśnie, podobno pracujecie nad własną książką kucharską…
– To prawda. To mozolna praca, wymagająca rzetelnego podejścia, a teraz ze zrozumiałych względów spotkania się nie odbywają. Książka kucharska będzie ozdobiona ciekawostkami z życia codziennego na powojennej wsi.
Koło może się pochwalić sporymi osiągnięciami. Z których jesteście najbardziej dumni?
– Trudno wybrać to najważniejsze. Jest ich tak wiele. Wymienię te najważniejsze. W pierwszym roku działalności wygrałyśmy na jarmarku konkurs w kategorii potrawa. Zrobiono o tym filmik. Potem uszyłyśmy sobie same stroje (jako pierwsze koło w powiecie). Otrzymałyśmy z gminy na ten cel 2 tys. zł. Uszyłyśmy 12 kompletnych strojów.
Potem przyszedł czas na konkurs Kulinarne Dziedzictwo Dolnego Śląska, gdzie zajęłyśmy III m za zupę z pokrzywy i granitowego pieroga z kasztanami.
Na Facebooku znalazł nas zespół Klezmafour. Pojawiliśmy się w teledysku do ich utworu „W górę”. To była wspaniała przygoda. Telewizja gościła u nas kilkakrotne: lepiłyśmy pierogi, opowiadając o ich pochodzeniu, piekłyśmy babki i koguty wielkanocne itp. Wszystkie programy można odnaleźć na naszym profilu fb i poczytać o nich w kronice.
Kolejnym osiągnięciem był kalendarz, który wykonałyśmy we współpracy z Moniką Bojsan i innymi, w tym z burmistrz Strzelina Dorotą Pawnuk. Część kalendarzy przekazałyśmy na akcje charytatywne, w których notabene często bierzemy udział.
W ubiegłym roku zdobyłyśmy dwa zaszczytne tytuły: najlepsze KGW w powiecie i najlepsza gospodyni w powiecie. Konkurs był organizowany przez Gazetę Wrocławską. Byłyśmy nominowane przez strzeliński KRUS.
Jesteśmy dumne, że m.in, dzięki naszej pracy nasza wioska zdobyła III miejsce w corocznym konkursie Najpiękniejsza Wieś Dolnośląska.
Miałyśmy też wkład w zdobyciu dofinansowania na budowę świetlicy. W Gościęcicach działa również stowarzyszenie. Mamy pierwszą w regionie „wioskę tematyczną”, w których zakładaniu miałam również udział.
Największym osiągnięciem jest dla nas pomysł i realizacja pierwszego Turnieju KGW. Zaczęłyśmy od organizacji u nas. Impreza miała swój dalszy ciąg w kolejnych latach. Niestety z różnych względów nagle została pominięta, ale ku naszemu wielkiemu szczęściu i za sprawą burmistrz i dyrektora SOK w ubiegłym roku została reaktywowana. Turniej odbył się przy okazji dożynek.
Bardzo skrupulatnie prowadzicie kronikę. Jakie materiały można w niej znaleźć?
– Kronika, a właściwie już dwie, istnieje od 2011 roku. Jestem odpowiedzialna za jej prowadzenie, ale często pomagają mi w uzupełnianiu koleżanki. Staramy się w niej zamieszczać wszystkie informacje, które kiedyś mogą odczytać potomni. Wklejamy i opisujemy zdjęcia z imprez (dożynki, dzień kobiet, mikołajki, wigilia, itd). Dołączamy artykuły dotyczące wsi, dyplomy. Właściwie znajdziemy tu historię naszej wsi od 2011 r. Czasem zamieszczamy też ciekawostki z okolic jak spis radnych, szopkę noworoczną, a ostatnio artykuł o ks. Prałacie Łukaszczyku i jego szopkach w kościele w Kuropatniku (to nasza parafia), artykuł o epidemii. Wkleiłyśmy również artykuły o budowie świetlicy.. Priorytetem jest nie dekorowanie kroniki bibułkami i cekinami, a zamieszczenie jak największej ilości informacji o naszym wioskowym życiu. Mamy również stare pamiątkowe zdjęcia wioski i niektórych mieszkańców, umieściliśmy też wspomnienia najstarszych ludzi o tym jak było po wojnie. W kronikach są artykuły o niektórych naszych mieszkańcach, sportowcach, artystach. Jeśli tylko ktokolwiek ma życzenie poczytać, serdecznie zapraszamy. Zawsze udostępniamy kroniki na imprezach. Wiele ludzi je ogląda. Czasem widać łezkę w oku, gdy patrzą na stare zdjęcia. Prowadzenie kroniki to wielka satysfakcja.
Czy koło boryka się z jakimiś problemami?
– Pewnie, że tak. Największym jest brak świetlicy. Sprzęt trzymamy w mieszaniach, spotkania odbywają się w domach, nawet niektóre szkolenia. Za kilka miesięcy będziemy mogły już w pełni korzystać z pięknej, nowoczesnej świetlicy. Zaczęłyśmy zbiórkę pieniędzy na drobny sprzęt. Zrobiłyśmy licytację ciasta. Założyłam profil sołeckiego Facebooka. Tam staram się również prosić o pomoc. Mamy także plany co do dekoracji sali, ale musimy ustalić to z sołtysem.
Mamy wielki żal do obecnego rządu, że tak niesprawiedliwie potraktował kobiety na wsi. chodzi o nową ustawę o KGW. Teraz można rejestrować koło wyłącznie w ARiMR, ubiegając się jednocześnie o dofinansowanie – min. 3 tys. zł. Dotychczas koła rejestrowały się w Wojewódzkich Związkach Rolniczych, istniejących od 150 lat. Oczywiście duża część kół nie przerejestrowała się do ARiMR,, zachowując lojalność wobec WZR i nie łakomiąc się na „srebrniki”. I tzw. stare koła nic nie dostały mimo, że tyle lat utrzymywały tradycję i były na wszelkie wezwanie (stroje, śpiew, gotowanie). Natomiast część nowych kół połakomiła się na pieniądze i w sporej części nic się nie dzieje. Na szczęście słyszę o takich co pracują i życzę im powodzenia.
Jakie macie plany na przyszłość?
– Będziemy chciały brać czynny udział w sprzątaniu i zagospodarowaniu świetlicy, w jej otwarciu. Już poczyniliśmy wstępne plany z sołtysem. Chcemy dokończyć pracę nad książeczką kucharską. Nauczyłyśmy się decoupagu, szydełkowania, robienia kwiatów z foamiranu. Chciałybyśmy odbyć kurs robienia kwiatów z bibuły i z pończoch. Mamy też dużo pomysłów na spotkania z kosmetyczkami itp. Same też chciałybyśmy prowadzić kursy, np. pieczenia ciast. Ponadto czekają nas imprezy wioskowe, w które chcemy się zaangażować. Wszystko się okaże. Teraz najważniejsze byśmy przeżyli ten trudny czas epidemii.
I właśnie tego życzę wszystkim czytającym ten tekst – dbajmy o siebie i najbliższych.
Dziękuję za rozmowę
Jakub Olejnik